Stream TU NIE MA NIC ZA DARMO by Patrykslatt on desktop and mobile. Play over 320 million tracks for free on SoundCloud.
“@Sylwia12674017 No tak, od 2000 roku spadło o prawie 50 % ludzi w kościołach. To i na lekcjach religii spada, i tu nie ma z tym nic wspolnego rzad, a kosciół katolicki który nie chce sie oczyscic z pedofilii. no co prawda panstwo mu pomaga bo ani za sld, po-psl, pis nie robi prokuratura nic”
Rada Mediów Narodowych odwołała w czwartek Dariusza Szewczyka z funkcji prezesa zarządu spółki. Dotychczasowy prezes zarządu Radia Łódź Dariusz Szewczyk został odwołany ze stanowiska przez Radę Mediów Narodowych. - Rada Mediów Narodowych miała dziś posiedzenie i podjęła taką uchwałę - potwierdzono nam w sekretariacie RMN.
Tłumaczenia w kontekście hasła "nie spadło na" z polskiego na angielski od Reverso Context: Zabezpieczę to, żeby nie spadło na ciebie.
23K views, 121 likes, 30 loves, 21 comments, 10 shares, Facebook Watch Videos from Łódź: Nie od dziś wiadomo, że łodzianom nic nie jest straszne! Jeśli chcecie się dowiedzieć jak to jest przepłynąć
Tłumaczenia w kontekście hasła "spadło tu" z polskiego na angielski od Reverso Context: Czy to mleko spadło tu z nieba?
Oprócz tego dużo rozmawiamy, analizujemy. Można ten czas poświęcić na pracę nie tylko na boisku, ale i w szatni.” O meczu z Elaną „Sytuacja doprowadziła nas wszystkich do tego, że każdy mecz jest szalenie istotny. Z Elaną zgubiliśmy dwa punkty, nie wykorzystując sporej liczby sytuacji podbramkowych – to wynika ze wstępnej
ZAyo0k. Sprawna sieć komunikacyjna, zaspokajająca potrzebę bezproblemowego przemieszczania się jest elementem, którego oczekuje się od każdego współczesnego miasta. Bez korków, za to z wachlarzem bardziej ekologicznych alternatyw komunikacyjnych i z wysokim poziomem transportu publicznego – tego pragną mieszkańcy. Jak sytuacja komunikacyjna kształtuje się w przypadku poszczególnych dzielnic Łodzi? Jest to bez wątpienia ciekawe pytanie, zważywszy na wyniki Rankingu Dzielnic Otodom, które sytuują Łódź na pierwszym miejscu pod względem zakorkowania w Polsce. Czy na korki narzekają mieszkańcy wszystkich dzielnic? Jak radzi sobie łódzka komunikacja publiczna, a jakie alternatywne środki transportu łodzianie mają do dyspozycji? Śródmieście najbardziej zakorkowaną dzielnicąPrzeprowadzając badanie zapytaliśmy ponad 2000 mieszkańców Łodzi o to, jak oceniają różne aspekty związane z komunikacją. Według respondentów najlepiej skomunikowaną dzielnicą Łodzi jest Radogoszcz (3,47 punktów), natomiast najbardziej kulejącym komunikacyjnie miejscem okazuje się Śródmieście (3,24 punktów). Różnice między najlepszym i najgorszym wynikiem nie są jednak drastyczne. Do wysokiej oceny Radogoszczy przyczyniły się dobre warunki dla kierowców. Mieszkańcy tej dzielnicy najlepiej oceniają okolicę pod względem łatwości znalezienia miejsca do parkowania (3,27) oraz płynności jazdy – braku korków (3,18). – Radgoszcz, podobnie jak i druga w rankingu Retkinia mają dobrze rozwiniętą sieć komunikacji miejskiej. Coraz większym zainteresowaniem mieszkańców cieszy się również Łódzka Kolej Aglomeracyjna. Osiedla te sprzyjają podróżom rowerowym. Ścieżkami rowerowymi można tu pokonać naprawdę duże odległości - komentuje Maciej Roman Trust inaczej kształtują się głosy mieszkańców ostatniego w Rankingu Dzielnic Otodom Śródmieścia, którzy sygnalizują, że w dzielnicy panują korki i trudno jest znaleźć miejsce do parkowania. Warto jednak podkreślić, że to Śródmieście zajmuje wysokie miejsce w kwestii możliwości łatwego dojazdu do różnych miejsc (3,93), a najgorzej w rankingu wypada właśnie oddalona od centrum na północ Radogoszcz (3,71).– Niska pozycja Śródmieścia może trochę dziwić. Problemem może tu być niewielka liczba ścieżek rowerowych. Co do sieci komunikacji miejskiej nie można mieć moim zdaniem większych zastrzeżeń. Do dyspozycji są przecież autobusy, tramwaje, a także coraz lepiej działająca sieć kolejowa. Przyczyną niskiej pozycji tych dzielnic mogą być faktycznie gorsze warunki dla kierowców. Liczne remonty obecnie zdecydowanie utrudniają komunikację i powodują korki. Pozostaje liczyć, że po ich ukończeniu mieszkańcy będą mogli łatwiej i swobodniej poruszać się po całym mieście - dodaje Maciej Roman, Trust korki, brak parkingów i… sprawny zbiorkomSprawna komunikacja miejska (3,98) i związana z nią łatwość dojazdu (3,96) to cechy, które dominują w dzielnicy Teofilów. Jednocześnie wysoki jest tam poziom zakorkowania i trudność w znalezieniu miejsca parkingowego. Transport miejski łaskawie oceniany jest również w dzielnicach: Radogoszcz (3,88) i Retkinia (3,86), najgorzej oceniają go zaś mieszkańcy Widzewa (3,67). Łatwo dostępny alternatywny transport funkcjonuje najlepiej na terenie dzielnic: Teofilów-Wielkopolska (3,67) i Chojna-Dąbrowa (3,60), choć w tym aspekcie to Śródmieście plasuje się najwyżej w klasyfikacji (3,92), zaś Widzew najniżej (3,13). W kwestii braku korków niekorzystną pozycję zajmuje Polesie (2,71), rozciąga się to również na łatwość ze znalezieniem miejsca do parkowania (2,87). Stąd wyłania się wniosek, że w Łodzi najlepiej funkcjonuje gałąź komunikacji miejskiej, transport osobowy w poszczególnych dzielnicach rodzi problemy, związane z dużym poziomem zakorkowania i brakiem miejsc parkingowych. W porównaniu Rankingiem Dzielnic Otodom z roku 2017 niepokoi gorsza ocena każdej z dzielnic Łodzi. Zwycięzca się nie zmienił, Radogoszcz wciąż jest najlepiej oceniana. Za to Śródmieście spadło z trzeciego na ostatnie miejsce. Czy po zakończeniu remontów powróci w górną część rankingu? Łódź na tle innych miastNa tle pozostałych 11 miast, dla których Otodom przygotował Ranking Dzielnic 2020, Łódź, ex aequo z Krakowem uplasowała się na ostatnim miejscu z oceną 3,32 punktu. Na pierwszym miejscu w kategorii komunikacja znalazł się Białystok, który zdobył 3,75 punktu, na drugim Gdynia (3,69), a trzecim Lublin (3,66). Czytaj również:Najbezpieczniejsza dzielnica Łodzi to RetkiniaŁodzianie lubią swoich sąsiadów, ale coraz mniej ich znająTeofilów-Wielkopolska przyjazne dzieciom w ŁodziW Łodzi Radogoszcz jest najbardziej EKO!Radogoszczma najwyższą notę za porządek w ŁodziRetkina bezapelacyjnie najlepsza dla aktywnych w ŁodziArtykuł zaktualizowany:08 lipca 2020
Joined Apr 11, 2017 ·4,015 Posts (Mówię o sensownych ilościach bo pojedyncze sztuki nas nie ratują). Tu się nie zgodzę. Już kilkanaście dodatkowych tramwajów dwukierunkowych poluzowałoby sytuację, może skłoniło miasto do uruchomienia chociaż Kilińskiego (ale Zielona byłaby wskazana, jeśli jeszcze da się tam puścić tramwaj). I gdyby te dodatkowe tramwaje były niskopodłogowe, to pozwoliłoby też wreszcie zabrać M8CN z 3 na jakieś trasy, gdzie ich unikatowe cechy naprawdę by się przydały, np. na ten nieszczęsny Teofilów. I tak przy zakupach jedno- czy dwukierunkowość będzie wynikała w głównej mierze z przypadku (sprawdzić czy nie M8C, których głównymi zaletami są właśnie dwukierunkowość, dostępność od ręki i cena bliska zeru). Taka 1 to z 9 tramwajów, 3 z 15, 6 z 12 i patrze tu na liczbę brygad z 2019r więc chyba przed tymi zmianami i wtedy takt był 12min. Zatem linie 1,3,6,7 to by było 9+15+12+4 co daje 40 brygad a przy obecnej częstotliwości która się nie zmieni to pewno coś bliżej 35-36 Dzisiaj jest chyba więcej trójek, tam jest coś koło 25 brygad. Joined Sep 24, 2011 ·39,373 Posts No fakt ale znajac życie to pewno by ucięło z takiej 3 częstotliwość do 15min i by wzmocnili inny ciąg tak by poza Lagiewnicka wyszło na zero. Ja nie mówię że to łatwe i oczywiste ale wystarczy spojrzeć na obecną siatkę połączeń by zobaczyć że wszystko postawione jest na głowie więc w razie potrzeby będzie tak samo w przyszłości Okaże się wtedy że np 3B jeździć będzie co 15min do tego ronda Powstańców, a 3A na Konstalach pojedzie na Zabieniec 😜 Oczywiście to tylko przykład bo kto tam wie co będzie za kilka lat może jakaś kamienica się zawali, znowu ktoś się odwoła i tak minie rok... Może coś się zawali przykładowo na Kościuszki i sparaliżuje ruch na ŁTR na rok 😉 Joined Apr 20, 2010 ·19,541 Posts Tu się nie zgodzę. Już kilkanaście dodatkowych tramwajów dwukierunkowych . Nie mamy opcji kilkanaście. Albo na palcach jednej(czasem dwóch) ręki albo bardzo dużą partia. Oczywiście można rzeźbić w postaci trochę stąd trochę stąd. Ale to wszystko trochę potrwa. Joined Apr 25, 2021 ·811 Posts Jak podaje UMŁ bieda-remont torowiska na Aleksandrowskiej ma rozpocząć się 1 kwietnia. Tramwaje od rana do 20 mają kursować normalnie, a po 20 będą skrócone do pętli Dw. Łódź Żabieniec. Joined Nov 25, 2015 ·239 Posts Ciekawostka - Tramicus #1855 właśnie dojeżdża do Pl. Kilińskiego. KB Views: 18 Joined Nov 30, 2008 ·29,494 Posts Joined Sep 24, 2011 ·39,373 Posts ^^Chyba najciekawszy jest ten fragment: Wyremontowana ma zostać także ul. Telefoniczna od zajezdni do ul. Weselnej. Choć mam przeczucie, ze ta inwestycja wyleci Zapowiadany początek prac na trasie do Konstantynowa oznacza perspektywę przywrócenia ruchu na trzeciej z kolei linii podmiejskiej. No tylko odległą perspektywę, bo nie ma jak wysłac tam tramwaju chyba, ze ktoś z Brusa (zabytkowa zajezdnia, obecnie jako bieda-muzeum) zrobi zajezdnię Joined Mar 24, 2014 ·1,288 Posts Nic z tego arta nie wynika. O linii do KŁ są DWA zdania. Reszta to pierdololo, co to się nie będzie działo. Co i tak niewiele wnosi, bo nie ma jak tam wytrasować jednokierunków, a dwukierunków pewnie braknie Joined Apr 26, 2021 ·638 Posts Nic z tego arta nie wynika. O linii do KŁ są DWA zdania. Reszta to pierdololo, co to się nie będzie działo. Co i tak niewiele wnosi, bo nie ma jak tam wytrasować jednokierunków, a dwukierunków pewnie braknie Istnieje możliwość kursów pomiędzy Zdrowiem a Konstantynowem w oparciu o zajezdnię na Brusie. Krańcówka na Zdrowiu ma wjazd z obu stron. Wagony serii GT6/8 zresztą potrafiły bazować na zwykłych krańcówkach pod chmurką. Joined Feb 7, 2012 ·18,792 Posts Łódź: Nowa propozycja w sprawie tramwaju do CZMP Łódzka sieć tramwajowa może zostać wydłużona o nowy odcinek. Tory mogą dotrzeć do Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki – największego w mieście i województwie szpitala położniczego. Jeśli Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej oraz władze miasta dojdą do porozumienia, inwestycja może... W dobie kryzysu nie tylko MPK Łódź myśli o używkach: xkk ·Buja mnie Łódź ;-) Joined Feb 11, 2005 ·9,418 Posts Rydza jest częścią projektu z którego większość pozycji wyleciała więc akurat ta i Przybyszewskiego MUSZĄ być zrealizowane Nie kupuję tej logiki w sytuacji gdy mamy do czynienia z inwestycją zbędną Joined Dec 3, 2017 ·988 Posts Istnieje możliwość kursów pomiędzy Zdrowiem a Konstantynowem w oparciu o zajezdnię na Brusie. Krańcówka na Zdrowiu ma wjazd z obu stron. Wagony serii GT6/8 zresztą potrafiły bazować na zwykłych krańcówkach pod chmurką. Jako rozwiązanie tymczasowe, rozumiem? OK, natomiast docelowo linia z Kanzas to jednak na DŁF powinna być skierowana ( i jeśli trzeba w tym celu poczynić pewne, nie tak wielkie znowu, inwestycje - to trzeba je poczynić; a płatnik się znajdzie, spoko...). Co do linii lutomierskiej: jest to na dziś chyba... fantasmagoria; ale gdyby wróciła, powinna być uzupełnieniem komunikacji m. na Legionów i krańcować tradycyjnie przy Płn. Joined Aug 23, 2020 ·1,294 Posts Jak można przeczytać w wyborczej miasto analizuje możliwość braku przebudowy Cmentarnej, a być może jeszcze odcinka Legionów od Gdańskiej do Cmentarnej. Czyli można spodziewać się likwidacji tramwaju na Koziny? Czemu to Ciebie dziwi. Przecież torowisko, sieci trakcyjne to większość kosztów przebudowy samej ulicy. To jest chyba podpięte pod rewitalizację więc tramwaj może zostać poświęcony. Joined Apr 20, 2010 ·19,541 Posts W dobie kryzysu nie tylko MPK Łódź myśli o używkach: Na tym MPK Łódź to sobie potrójnie zrobi PR. Joined Apr 26, 2021 ·638 Posts Czemu to Ciebie dziwi. Przecież torowisko, sieci trakcyjne to większość kosztów przebudowy samej ulicy. To jest chyba podpięte pod rewitalizację więc tramwaj może zostać poświęcony. Ten tramwaj już kilka lat nie jeździ i stało się coś? Spadło poparcie? Jak nie spadło, to znaczy że nie był potrzebny. Był, zgodnie z ideologią liberalną, zbędnym kosztem ponoszonym przez miasto. xkk ·Buja mnie Łódź ;-) Joined Feb 11, 2005 ·9,418 Posts Ten tramwaj już kilka lat nie jeździ i stało się coś? Spadło poparcie? Jak nie spadło, to znaczy że nie był potrzebny. Był, zgodnie z ideologią liberalną, zbędnym kosztem ponoszonym przez miasto. Ten tramwaj mimo funkcjonowania od 1898 był dość marginalnym odcinkiem sieci. Zwłaszcza odkąd odcięto pętlę od Włókniarzy. Nigdy w życiu nie napisałbym, że nie był potrzebny, ale trzeźwość nakazuje mi napisać, że inna byłaby reakcja opinii publicznej po definitywnej likwidacji dajmy na to Wojska Polskiego niż po likwidacji Cmentarnej Joined 11 mo ago ·1,147 Posts Problemem trasy na Srebrzyńskiej jest głównie to, że ona dość słabo obsługiwała Koziny, z punktu widzenia mieszkańców osiedla autobusy na Kasprzaka czy też tramwaje na Włókniarzy były dużo bliżej położone bloków niż ta 7, która w sumie od zawsze się toczyła Srebrzyńską i wielokrotnie jeździła w miarę pusta (chodzi mi nawet o składy 1x805Na). Oczywiście ten fragment sieci nie jest do "zaorania", ale szczerze mówiąc przywrócenie tego co było to takie trochę wyrzucanie pieniędzy w błoto, lepiej już byłoby przenieść krańcówkę ze Srebrzyńskiej na Drewnowską w okolice przystanku PKP Koziny, a w miejscu starej zrobić tylko łuki w kierunku północnym. Joined Feb 1, 2019 ·42 Posts Istnieje możliwość kursów pomiędzy Zdrowiem a Konstantynowem w oparciu o zajezdnię na Brusie. Krańcówka na Zdrowiu ma wjazd z obu stron. Wagony serii GT6/8 zresztą potrafiły bazować na zwykłych krańcówkach pod chmurką. Taka możliwość jest brana pod uwagę. Tramwaje serii GT8N przyjechały by na lawecie na ZMB Brus, cztery sztuki w zupełności wystarczą dla 3 brygad i jednej rezerwowej... Joined Mar 27, 2017 ·1,237 Posts Serwis na Brusie ? W sumie tabor muzealny to i zajezdnia powinna być muzealna. Joined Sep 24, 2011 ·39,373 Posts Niedziela, a M8CN stoją w zajezdni - znowu: Znikają pozostałości krańcówki Tramwajowa, bo niedługo będzie mieszkaniówka Jeszcze w 2008 była czynna jako trójkąt (w ogóle tego nie pamietam) Nie ma się co dziwić, że kanał rzeki Łódki jest w tragicznym stanie
81 lat temu, 8 lutego 1940 roku, Niemcy utworzyli w Łodzi getto. Stopniowo stało się ono najbardziej izolowanym gettem dla ludności żydowskiej w okupowanej Polsce. Dla Niemców był to olbrzymi obóz pracy przymusowej. Getto łódzkie, robotnicy w jednej ze szwalni / Bundesarchiv, Bild 101I-133-0719-05 / Zermin / CC-BY-SA 81 lat temu, 8 lutego 1940 roku, Niemcy utworzyli w Łodzi getto, które od reszty miasta odizolowano już 30 kwietnia tego samego roku. Wiosną 1941 roku jeszcze bardziej odcięto je od świata poprzez ustawienie podwójnych zasieków i zwiększenie liczebności sił policyjnych, które miały strzelać do każdej osoby zbliżającej się do granic getta, co – po likwidacji łączności pocztowej – doprowadziło z początkiem 1942 roku do izolacji ludności tej części miasta w stopniu niespotykanym w innych gettach. Kładka w łódzkim getcie. Rok 1940. / "[E]wakuacja wyglądała następująco" – pisze Jerzy Roland. – "Do wyznaczonej ulicy przychodzili Niemcy – wchodzili do mieszkań zamieszkałych przez Żydów - kazali zabierać niektóre rzeczy i udać się na punkt zborny. Oczywiście o zabraniu mebli lub większych pakunków nie było mowy. Z punktu zbornego prowadzili zbiorowo do getta. Jak wyglądała ta droga pod gradem ciosów, uderzeń nahajką, strzelania i wrzasków hitlerowskich może tylko niestety opowiedzieć nieliczna garstka Żydów pozostałych przy życiu. Na granicy getta transport przejmowali urzędnicy gminy i tam udzielano nieszczęśliwym pierwszej pomocy lekarskiej. Następnie przybysze udawali się do stworzonego w tym czasie Urzędu Mieszkaniowego przy ul. Lutomierskiej 13, gdzie otrzymywali przydział na mieszkanie, w którym nie znajdowało się nic prócz czterech ścian. Kierownikami tego Wydziału zostali: [Henryk] Naftali i [Herbert] Grawe. Ponieważ w tym czasie gmina nie miała żadnych dochodów, została utworzona przy Urzędzie Mieszkaniowym rada, składająca się z członków tzw. «Beiratu» ["rady przybocznej" przy szefie Judenratu Chaimie Rumkowskim], która pobierała specjalne opłaty za przydział mieszkania. W skład tej rady wchodzili: Zazujer, J. Lipski i inni. Wysokość opłaty była uzależniona od stanu majątkowego petentów. Ludność niezamożna otrzymywała mieszkanie gratis. Niestety zbyt prędko znudziło się Niemcom prowadzić w ten sposób ewakuację, schwycili się ostrzejszych środków, wynikiem ich była tzw. krwawa środa, noc z 12 na 13 marca, noc w której zginęło ponad 200 osób. (...) Do akcji Niemcy zmobilizowali tzw. «Totenkopfbatalion». Wszyscy byli kompletnie pijani. Hitlerowcy wchodzili do klatki schodowej, kopnięciem nogi otwierali drzwi wołając «Alles mi Gepäck raus», następnie powtarzali to z przeciwległą stroną i natychmiast wracali do poprzedniego mieszkania. Kto natychmiast wybiegł, był uratowany, gdyż Niemcy momentalnie strzelali z rewolwerów do pozostałych i zamykali drzwi nie patrząc, czy ludzie ci żyją czy nie. Niejednokrotnie zdarzało się, że ludzie zdążyli opuścić mieszkanie jedynie w bieliźnie i musieli w tym stanie przetrzymać kilka godzin na dużym mrozie. W ten sposób szedł dom za domem a liczba ofiar stale się powiększała. Bywały również i wypadki, że Niemcy wybierali parę osób spośród zebranych na ulicy ludzi, wprowadzali ich za bramę i rozstrzeliwali. Większe ilości osób zginęły w domach Piotrkowska 45, 9 i 5. W domu przy ul. Piotrkowskiej 45 zginął znany w Łodzi właściciel «Domu Bankowego» Wajnberg. Przy ul. Piotrkowskiej 9 została zamordowana cała rodzina Joskowiczów, a przy ul. Piotrkowskiej 5 urzędnicy Banku Depozytowego. Niedobitki ludności w strasznym stanie zostały doprowadzone do bram getta, gdzie została zmobilizowana większa ilość lekarzy, którzy pracowali do białego rana. Gdy następnego dnia rano udaliśmy się pod wiadome adresy, niestety, nie zastaliśmy już żadnych trupów. Niemcy zdążyli już uprzątnąć ślady swej brudnej roboty. (...)"[1]. "Łódzkie getto stało się najbardziej niedostępnym gettem w Europie" – pisze w swoich wspomnieniach uwięziona w nim z rodziną Eva Libitzki, której udało się przeżyć Zagładę. – "Niemcy wyburzyli wszystkie otaczające je domy, zostawiając niebezpieczną strefę niczyją między płotem a stroną aryjską. W porównaniu, na przykład, z Warszawą, gdzie można było przynajmniej nawiązać jakiś kontakt z członkami «podziemia», po zamknięciu naszego getta nie przemycano do niego żadnej żywności ani broni. Praktycznie żadnym Żydom nie udało się też z niego uciec. Przez teren getta przebiegały dwie z najważniejszych arterii miasta – Zgierska i Limanowskiego. Jeżdżące po nich tramwaje woziły Polaków i Volksdeutsche’ów. Nas od tych ulic odgradzał drut kolczasty. Chcąc przejść na drugą stronę musieliśmy korzystać z drewnianych kładek biegnących niemal 8 metrów nad nimi. Zrobiono wszystko co można było, żeby odgrodzić nas od reszty Łodzi. (…) Brak kanałów uniemożliwiał szmugiel i ucieczki, jak to miało miejsce w getcie warszawskim"[2]. W czerwcu 1940 roku w łódzkim getcie zamkniętych było ok. 200 tys. osób. W listopadzie i grudniu 1941 r. przybywały tam transporty Żydów z Niemiec (z Berlina, Düsseldorfu, Duisburga, Kolonii, Frankfurtu n. Menem, Hamburga), Austrii (głównie z Wiednia), Czech (z Pragi), Holandii i Luksemburga. Przywieziono także 15 tys. robotników wykwalifikowanych z Kraju Warty. Szef łódzkiego Judenratu, Chaim Rumkowski, zwany „królem getta”, wprowadził rządy autorytarne. Wykorzystał przyznany mu przez Niemców stosunkowo szeroki zakres autonomii, rozbudowując aparat administracyjny wraz z policją, utworzył nawet tajną służbę do zwalczania opozycji i drukował własną walutę, nie posiadającą wartości poza granicami dzielnicy zamkniętej. Głosił zasadę „ratowania się przez pracę na rzecz Niemców”. "Rumkowski rozumiał w jak trudnej znaleźliśmy się sytuacji" – pisze w swoich wspomnieniach Eva Libitzky. – "Zawarł więc z Niemcami wyjątkowy układ, który obowiązywał przez kolejne cztery i pół roku: zaproponował, by getto z jego wieloma budynkami fabrycznymi i wykwalifikowanymi rzemieślnikami, stało się ośrodkiem produkcji na potrzeby Niemców. (…) Uważał, że nie ma innego sposobu, byśmy mogli przeżyć. «Naszą jedyną drogą jest praca», powtarzał raz za razem. (…) Do pewnego stopnia mu się udało. W obliczu groźby śmierci staliśmy się jednym z największych ośrodków przemysłowych w Rzeszy, działającym jeszcze lata po likwidacji gett w Warszawie, Krakowie, Białymstoku i większości innych miast"[3]. Getto łódzkie. Ruch uliczny na nieistniejącym współcześnie odcinku Oststraße (ul. Wschodnia - dawna Józefa Piłsudskiego). W głębi Synagoga Alte Szil (aktualnie nie istnieje). Bundesarchiv, Bild 137-051639A / CC-BY-SA / Wikipedia Równocześnie powstała, związana z Rumkowskim, elita gettowa (jej członków nazywano „jachsenami”; por. jachsan), korzystająca z willi i pensjonatów w Marysinie. Getto stopniowo zmieniło się w największy obóz pracy. Na początku 1943 roku istniało w nim 119 zakładów przemysłowych, w których pracowało przeszło 89% ludności, liczącej wówczas ok. 87 tys. osób. Produkcja w getcie łódzkim była tak obfita i opłacalna dla Wehrmachtu oraz firm niemieckich, że zlikwidowano je jako ostatnie getto w Polsce. Opór przeciwko Niemcom podjęła Komunistyczna Komisja Międzyzwiązkowa, przekształcona jesienią 1940 w Lewicę Związkową – tworzyli ją działacze lewicowych związków zawodowych, głównie członkowie Bundu i PS-L oraz byli członkowie KPP. Jej działania skupiły się na sabotażu pracy dla okupanta. Parokrotnie doszło też do akcji protestacyjnych i wystąpień ulicznych (30 VI 1940 roku; koniec sierpnia i 8 IX 1940 roku; styczeń i marzec 1941 roku). Jedno z przemówień Rumkowskiego na Placu Strażackim / Wikipedia Jednym z najbardziej dramatycznych wydarzeń, jakie rozegrały się w łódzkim getcie, było przemówienie Rumkowskiego, które wygłosił 4 września 1942 roku i jego tragiczne następstwa. Stojąc na zaimprowizowanej mównicy ustawionej na tzw. Placu Strażackim (przed siedzibą Oddziału Strażacko-Kominiarskiego w getcie) przy ul. Lutomierskiej 13 (wówczas Telegrafenstrasse) „król łódzkiego getta” wezwał mieszkańców dzielnicy zamkniętej, aby na żądanie Niemców oddali do transportów swoich najbliższych – dzieci i osoby starsze: "Na nasze getto spadło wielkie nieszczęście. Żądają od niego, by oddało najlepsze, co posiada – dzieci i starych ludzi. (…) Nigdy nie wyobrażałem sobie, że moje własne ręce będą musiały złożyć je jako ofiarę na ołtarzu. Na moje stare lata muszę wyciągnąć ręce i błagać: Bracia i Siostry, oddajcie mi je! Ojcowie i Matki, oddajcie mi wasze dzieci! (…) Ja muszę przeprowadzić tę ciężką i krwawą operację. Muszę poświęcić członki, by ratować ciało. Muszę zabrać dzieci, gdyż inaczej, nie daj Boże, mogą zostać zabrani także inni". Dramatyczną reakcję zebranych na placu Żydów i później mieszkańców całego getta, w większości domyślających się, że dzieci pojadą na śmierć, przedstawił w swych wspomnieniach Michał Mosze Chęciński: "Z piersi tysięcy ludzi wydobył się przejmujący krzyk, rozpacz matek i ojców była niemal fizycznie dotykalna. Tego dnia całe getto płakało i z każdego jego kąta płynęło wołanie do Boga"[4]. Jak pisze Andrzej Rukowiecki, w dniach 5-12 września 1942 roku do ośrodka zagłady w Chełmnie nad Nerem wywieziono 15 681 osób – "dzieci do 10 roku życia, chorych i osoby starsze powyżej 65 roku życia”[5]. Akcji wysiedleńczej towarzyszył wydany przez Niemców zakaz opuszczania domów przez Żydów (niem. Allgemeine Gehsperre), stąd nazwano ją „Wielką Szperą”. Deportacje w 1942 r. ostatecznie złamały wszelkie formy oporu. W okresie eksterminacji pośredniej w getcie łódzkim, głównie z powodu głodu (choroba głodowa) i innych chorób, zmarło: w 1940 – 6 197 osób, w 1941 – 11 378 osób. W czasie Akcji Reinhard, od połowy stycznia do września 1942, ok. 116 tys. mieszkańców getta łódzkiego zostało zamordowanych w ośrodku zagłady w Chełmnie nad Nerem. 1 VI 1944 w getcie łódzkim znajdowało się jeszcze 76 701 osób, z których – od 2. połowy czerwca 1944 do września 1944 roku – 60 tys. wywieziono do Oświęcimia-Brzezinki, 5 tys. do obozów Stutthof i Ravensbrück. Była to ostatnia likwidacja getta na ziemiach polskich. Na miejscu, w tzw. brygadzie porządkowej (niem. Aufräumungskommando) pozostało ok. 880 osób. Niemcy zamierzali wszystkich wymordować, lecz członkowie brygady ukryli się, co pozwoliło im przeżyć. 19 I 1945 roku, kiedy Armia Czerwona zdobyła miasto, było w nim 877 Żydów. Źródła: Rafał Żebrowski, Getto łódzkie, w: Polski Słownik Judaistyczny. Eva Libitzky, Fred Rosenbaum, Out on a Ledge. Enduring the Lodz Ghetto, Auschwitz, and Beyond, Wicker Park Press, River Forest 2010. Andrzej Rukowiecki, Łódź. 1939–1945. Kronika okupacji, Księży Młyn, Łódź 2012. Świadectwa z getta łódzkiego, red. Michał Czajka, "Kwartalnik Historii Żydów", nr 211, wrzesień 2004, s. 403-410. Przypisy: [1] Jerzy Roland, Relacja Jerzego Rolanda, w: Świadectwa z getta łódzkiego, red. Michał Czajka, "Kwartalnik Historii Żydów", nr 211, wrzesień 2004, s. 405-406. [2] Eva Libitzky, Fred Rosenbaum, Out on a Ledge. Enduring the Lodz Ghetto, Auschwitz, and Beyond, Wicker Park Press, River Forest 2010, s. 43–44. [3] Tamże, s. 44–46. [4] Andrzej Rukowiecki, Łódź. 1939–1945. Kronika okupacji, Wydawnictwo Księży Młyn, Łódź 2012, s. 125. [5] Tamże.
W jednej chwili straciliśmy dach nad głową Data utworzenia: 19 lipca 2021, 7:00. O niszczycielskiej sile żywiołu przekonali się państwo Anna (46 l.) i Mariusz (46 l.) z Łodzi. Na część domu, w którym zajmowali mieszkanie z dwiema nastoletnimi córkami, zawaliło się potężne drzewo. Drzewo spadło na część domu, w której mieszkali pani Anna i pan Mariusz Foto: Mikołaj Zacharow / - Można powiedzieć, że mieliśmy szczęście w nieszczęściu, bo w czasie tej nawałnicy byliśmy poza domem, u znajomych. Gdybyśmy byli w środku nie chcę myśleć, co mogłoby się stać. Ale zostaliśmy tak, jak stoimy. Nie mamy nic. Patrzę na to wszystko i aż mi się nie chce wierzyć - pani Annie łzy same napływają do oczu. I ona i jej partner, z którym od 12 lat mieszkali w tym domu, są zrozpaczeni. To była chwila, jak mówią ich sąsiedzi. Środowy wieczór, po godz. 22. Nagle huk, jakby samochód uderzył w ścianę. Kiedy wyszli na podwórko, zobaczyli na nim gęstwinę zwisających z dachu gałęzi i gruby pień, opierający się o komin. Jak mówią państwo Anna i Mariusz drzewo, rosnące blisko domu, miało naruszane korzenie kiedy kładziono chodnik i podłączano telewizję kablową. - Kiedy tu przyjechaliśmy woda lała się z sufitu. Na tyle, ile mogłem wejść, łapałem co się da i przenosiłem na stronę kuchni, która ocalała - opowiada pan Mariusz. Mieszkanie, które zajmowali, ma charakter lokalu socjalnego. Miasto przeprowadziło ich na razie do hostelu. - Mamy tam pokój 16 metrów kwadratowych. My, dwie córki, dwa psy... Wiadomo, że to tymczasowe rozwiązanie. Wynajęlibyśmy może jakieś mieszkanie, ale za co, skoro oboje nie mamy pracy - mówi pani Anna. - Czy będziemy tu mogli wrócić i kiedy? Nie wiadomo - oboje bezradnie rozkładają ręce. - Administracja musi sprawdzić, czy ten dom będzie się nadawał jeszcze do zamieszkania czy tylko do rozbiórki. Tu mieliśmy 32 metry kwadratowe, ale wodę podciągnąłem, łazienkę Wodę podciągnąłem, zrobiłem łazienkę, żeby człowiek jakoś mógł żyć. A tu taka tragedia. Straciliśmy właściwie cały dobytek. Martwimy się o córki: 15- i 13-letnią. One są najważniejsze i muszą mieć dach nad głową. - wzdycha załamany pan Mariusz. Rodzinie można pomóc w tej trudnej sytuacji wspierając ją za pośrednictwem zrzutki. Szczegóły tutaj: Hasło zrzutki: „Na nowy start po stracie całego dobytku życia podczas wichury. Powalone drzewo na dom.” Wiatr rwał drzewa z korzeniami Zobacz także Pobazgrał drzwi od katedry. Tak się tłumaczył /7 Drzewo spadło na część domu, w której mieszkali pani Anna i pan Mariusz Mikołaj Zacharow / - To coś potwornego, zostaliśmy w tym, co mamy na sobie - mówią państwo z ulicy Marii. /7 Drzewo spadło na część domu, w której mieszkali pani Anna i pan Mariusz Mikołaj Zacharow / Potężna brzoza nie wytrzymała naporu nawałnicy i przewróciła się na dom. /7 Drzewo spadło na część domu, w której mieszkali pani Anna i pan Mariusz Mikołaj Zacharow / Prawdopodobnie nie będzie się już on nadawał do zamieszkania. /7 Drzewo spadło na część domu, w której mieszkali pani Anna i pan Mariusz Mikołaj Zacharow / Potężna dziura w dachu została zabezpieczona przez strażaków. /7 Drzewo spadło na część domu, w której mieszkali pani Anna i pan Mariusz Mikołaj Zacharow / Rodzina mieszkała w 32-metrowym mieszkanku w czwórkę. Pani Anna i pan Mariusz mają też dwa psy. /7 Drzewo spadło na część domu, w której mieszkali pani Anna i pan Mariusz Mikołaj Zacharow / Wystarczyła chwila. - Z tym drzewem runęło nasze dotychczasowe życie - mówi pani Anna. /7 Drzewo spadło na część domu, w której mieszkali pani Anna i pan Mariusz Mikołaj Zacharow / Podczas nawałnicy rodziny nie było w środku Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem:
Łódź była gotowa na wojnę jądrową. Mogła nawet przyjąć uderzenie nuklearne trzydzieści pięć razy silniejsze niż to, które spadło na przy ul. Gandhiego 21 w Łodzi wygląda jak wiele innych znajdujących się na pograniczu Bałut i Polesia. I pewnie nie zwróciłby niczyjej uwagi, gdyby nie tajemnice, które kryją jego piwnice. W środkowej klatce, po zejściu na dół, widać potężne, metalowe drzwi z wielkim kołem broniącym wejścia do środka. Za tymi drzwiami znajduje się schron, który miał chronić mieszkańców osiedla i bloku przed wybuchem bomby atomowej. Takich schronów jest dziś w Łodzi kilkaset. To pozostałość po „zimnej wojnie” i dawnej polskiej doktrynie wojennej. Schron miało większość bloków budowanych w latach pięćdziesiątych - mówił nam Wojciech Źródlak, kustosz Muzeum Tradycji Niepodległościowych Oddział Radogoszcz. - Znajdzie się je na Bałutach, Kozinach. Wiele ich jest na tak zwanym Osiedlu Młodych, a więc w okolicy ulicy że w okolicach znajduje się schron, łatwo poznać. W odległości pięciu-dziesięciu metrów od bloku widać charakterystyczne wywietrzniki. Wyglądają jak małe wieżyczki wystające z ziemi. Wyznaczają podziemny kanał, który prowadzi ze schronu do wyjścia ewakuacyjnego. Każdy schron posiada takie wyjście. W razie zawalenia się budynku musiała być możliwość bezpiecznego jego przy ul. Gandhiego w Łodzi jest dziś jednym z najlepiej zachowanych. Powstał razem z blokiem, pod koniec lat pięćdziesiątych. Do schronu wchodzi się przez robiące duże wrażenie potężne, metalowe drzwi. Zaraz po lewej stronie znajduje się wejście do łazienki. Przy ścianie przymocowane są umywalki, obok toalety. W następnym pomieszczeniu stoi rząd ławek. Podobnych do tych, które stały kiedyś w szkolnych klasach. Wisi nawet szkolna tablica. Jednak służyła pewnie przez lata do ćwiczeń, które przed laty wykonywały w schronie nieistniejące już jednostki Obrony Cywilnej. Przy ścianach umieszczono drewniane, piętrowe łóżka. Więcej jest ich w drugim, nieco mniejszym Na tych pryczach miały odpoczywać osoby znajdujące się w schronie - mówił nam pracownik administracji, która zarządza schronem przy ul. Gandhiego. - Miejsc do leżenia nie ma dużo, więc odpoczynek miał odbywać się na jednym z podziemnych pokoi umieszczono wielką maszynę, która zajmowała się filtrowaniem powietrza. Podobno dalej jest sprawna. Maszyna zasilana jest na prąd. Ma też specjalną korbę, która pozwala jej pracować, gdy następuje przerwa w zasilaniu. Obok maszyny znajduje się niewielka szczelina zakryta To wejście do awaryjnego wyjścia, w tym schronie są dwa takie - wyjaśniał pracownik schronu pomyśleli o wszystkim. Nawet o tym, by umieścić wielkie beczki, w których była gromadzona woda. Każda mieści około stu litrów. Dziś są jednak puste...Podobno wielką tajemnicę związaną z doktryną wojenną kryje wieżowiec znajdujący się na ul. Tatrzańskiej 37/41, przy ul. Przybyszewskiego. Jego mieszkańcy twierdzą, że w razie wojny ich blok miał być przeznaczony na szpital. A wybudowano go w latach w podziemiach Hali Sportowej w Łodzi Krzysztof Szymczak- Być może tak rzeczywiście miało być - twierdzi jeden z lokatorów. - Blok ma sześć czy pięć klatek i około 150 metrów długości. Mówi się, że na każdym piętrze jest przejście, dzięki któremu można dojść z jednego końca bloku do drugiego. W Łodzi jest około 600 schronów, ale większość z nich wybudowana została po wojnie. Powstawały one głównie w piwnicach bloków, ale też przy nowo powstających zakładach przemysłowych. Siedemdziesiąt procent schronów wybudowano w latach 1951-1960. Między 1981 a 1990 rokiem powstało pięć. A ostatnie trzy wybudowano już w nowym czasach, od 1991 do 2000 roku. Zakończono wtedy rozpoczęte wcześniej budowle, w planach których były jeszcze schrony. Jeden z takich „nowych” schronów znajduje się na stacji Olechów. Oddano go do użytku w 1993 schron znajdował się w piwnicy bloku. Miał około 100 metrów kwadratowych powierzchni i mógł pomieścić sto osób. Ściany piwnicy mają wzmocnioną konstrukcję, zbudowane są z żelbetonu lub innych podobnych materiałów. Nie mogą mieć okien, muszą być szczelna. Piwnica ma też klapy wywiewne. Schron zamykany był hermetycznie szczelnymi z założeniami ówczesnej doktryny wojennej obowiązującej w Polsce i innych państwach Układu Warszawskiego, schrony, nazywane podobno niesłusznie przez niektórych bunkrami, miały nas przede wszystkim ochronić przed wybuchem nuklearnym. Od zakończenia drugiej wojny straszono Polaków niebezpieczeństwem spuszczenia na nasz kraj bomby atomowej przez „wrogów” z zachodnich państw, które należały do NATO. Od skutków takich ataków miały nas uchronić tzw. budowle ochronne. Dzielono je na: schrony, ukrycia i szczeliny przeciwlotnicze. Wśród schronów wyróżniano ich różne typy: S-1, S-2, S-3 i S-4. Schronom nadano dziwne kryptonimy: U-1 i U-2. Jedynie szczeliny pozostały zwykłymi szczelinami. Zgodnie z zimnowojenną doktryną, osobie ukrytej w schronie przysługiwał metr kwadratowy powierzchni. Te łódzkie „bunkry” mogły więc pomieścić ponad 90 tysięcy osób. Najwięcej było ich na Bałutach, bo ponad 200. Reszta dzielnic podzieliła się schronami sprawiedliwie. W każdej było około stu. Ponoć do budowy schronów zatrudniano zaufanych ludzi. Były to tajne budowle. Dziś takie podejście trochę śmieszy. Poza tym lokatorzy bloku powinni wiedzieć, gdzie taki schron się znajduje, by w razie niebezpieczeństwa się skryć. Zresztą schrony były tajemnicą na papierze. Bystrzy lokatorzy szybko je odkryli i poinformowali na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych Łódź była przygotowana na uderzenie atomowe o sile 0,7 megatony! Siła rażenia bomby, która spadła na Hiroszimę była o trzydzieści pięć razy mniejsza. Zakładano, że wrogie wojska zaatakują centrum miasta. Bomba miała spaść na skrzyżowanie al. Kościuszki i Zamenhofa. Jak przed laty orzekli spece od obrony cywilnej, był to idealny punkt do obezwładnienia miasta...Dziś schrony to kłopot dla wielu administracji domów. Już na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych w schronach atomowych powstawały magle, zakłady produkujące bambosze. Przejmowali je harcerze i urządzali swoje kluby. W dawnych schronach spotykali się też łódzcy płetwonurkowie. W jednym z największych łódzkich schronów, który mieścił 258 osób, który przy ul. Konstantynowskiej wybudowano w 1954 roku, produkowano sztuczne kwiaty i plastikowe doniczki. Z utraty znaczenia schronów ucieszyli się też mieszkańcy bloków, w których się znajdowały. Dzięki temu niektórzy z nich pozyskali dodatkową piwnicę. Tak wygląda wyposażenie schronu w piwnicy bloku przy ul. Gandhiego w Łodzi Krzysztof SzymczakSwoje schrony ma także Hala Sportowa, którą budowano w latach tzw. zimnej wojny. Wizja konfliktu zbrojnego, nawet nuklearnego, była wtedy blisko. Hala ma podziemia, a w nich schrony. Ciągną się one pod nią, w jej obrysie. Jak zapewnia Maciej Tracz z Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Łodzi, schrony miały chronić jak największą liczbę osób znajdujących się w hali oraz w jej pobliżu. Zbudowano je dla ludności i dygnitarzy partyjnych. - Są specjalne pomieszczenia dla Vipów - wyjaśnia Maciej Tracz, który niejeden raz odwiedzał schrony. - Oddzielono je od reszty metalowymi, pancernymi drzwiami. Są gazoodporne. Gdy zamknie się je od wewnątrz, to nikt z zewnątrz ich nie otworzy. W środku zainstalowano wentylację, która zachowała się w niezłym stanie. Są urządzenia do filtracji powietrza. W schronie dla VIP-ów znajdowała się centrala telefoniczna, towarowa winda, a także łazienka. Schrony mają bardzo mocne stropy. Nawet, gdyby zawaliła się hala, to im by się nic nie Zrobiono nawet specjalne podziemne przejście, którym można wyjść poza teren hali - dodaje pan Maciek. - To na wypadek zawalenia nie obliczył, ile mamy w Łodzi schronów przeciwlotniczych zbudowanych przed wybuchem wojny i już w czasie jej trwania. Wiele zostało zniszczonych, o tych, co pozostały, większość mieszkańców miasta nie ma pojęcia, choć mija je codziennie w drodze do schrony w Łodzi rozpoczęto budować już w 1939 roku, kiedy informacje o rychłym wybuchu wojny stały się coraz realniejsze. Wtedy to zaczęto kopać tzw. szczeliny przeciwlotnicze. Były to wąskie, głębokie rowy, ze skośnymi bokami. W razie bombardowań ludzie mieli w nich znaleźć schronienie. Pozostałości po tych rowach jeszcze do dziś widać w parkach Źródliska czy im. Henryka ze zbliżającym się wojennym zagrożeniem, wiosną i latem 1939 roku zaczęto przygotowywać schrony w łódzkich kamienicach. Choć może słowo schron jest zbyt wielkie. Po prostu w każdym budynku mieszkalnym, w piwnicach, wydzielano pomieszczenia, które miały chronić ludność przed skutkami bombardowań. Wstawiano do nich mocne drewniane lub metalowe drzwi, umacniano belkami stropy. Tak, by ludzie mogli przetrwać w tej piwnicy podczas bombardowania przedsięwzięć nie trzeba było dokonywać na jednym z najnowocześniejszych przedwojennych osiedli im. Montwiłła Mireckiego. Tam stawiając domy od razu tak budowano piwnice, by spełniały rolę schronu Źródlak przypomina, że prawdopodobnie w sierpniu 1939 roku taki prawdziwy schron przeciwlotniczy zbudowano w Parku Julianowskich. Graniczył on z cmentarzem na Radogoszczu. Nie był to skomplikowany bunkier. Chronił głównie przed odłamkami. Gdyby uderzyła w ten schron bomba, to pewnie bez żadnych problemów przebiłaby jego Wiele takich bunkrów, schronów przeciwlotniczych wybudowali w Łodzi już Niemcy - dodaje Wojciech Źródlak. Większość z nich Niemcy zaczęli budować po 1942 roku. Łódź została objęta projektem ochrony przeciwlotniczej ludności niemieckiej. Do dziś pozostałości po wielu z nich można znaleźć w parkach. Na przykład w parku kolejowym, noszącym teraz imię Stanisława Moniuszki. Jednak pierwszy schron przeciwlotniczy z prawdziwego zdarzenia Niemcy wybudowali na przełomie 1942 i 1943 roku przy ul. Hotelowej. Łączył on Grand Hotel z hotelem „Savoy”. Budowali go więźniowie obozu na ten dokładnie opisuje „Dziennik Łódzki”, który ukazał się we wrześniu 1947 roku. Dziennikarz gazety podaje, że był to tunel z czerwonej cegły spojonej cementem. Miał służyć Niemcom do przechodzenia z jednego hotelu do drugiego podczas Tunel do dnia dzisiejszego zachował się w znakomitym stanie - pisał przed siedemdziesięciu laty dziennikarz „Dziennika Łódzkiego”. - Gdyby nie prace prowadzone przy budowie sali teatralnej YMCA, przetrwałby zapewne dłuższy okres 1947 roku schron wybudowany w ogródku „Grand Hotelu” został więc zniszczony, bo w tym miejscu powstała sala teatralna. Dziś jest tu znane miejsce, był tu między innymi klub muzyczny „Funaberia”.Jedne z najlepiej zachowanych, ale też największych bunkrów niemieckich pozostały w Parku im. Ten schron znały chyba wszystkie dzieci ze śródmieścia! - opowiadał Wojciech Źródlak. - Znajduje się on w miejscu, gdzie była kiedyś górka, z której zjeżdżało się na nartach. Potem tę górkę zniwelowano, a bunkier znajduje się od strony al. Politechniki i Mickiewicza. Z daleka widać małe wieżyczki wystające z ziemi. To wywietrzniki schronu. Teraz jest zamknięty, ale jeszcze do lat osiemdziesiątych można było wejść do środka. Potem stał się miejscem schadzek podejrzanego towarzystwa, więc wejście zamknięto. Ale Wojciech Źródlak miał to szczęście, że udało mu się ten schron Miałem wtedy dwanaście lat i wszedłem tam z grupą kolegów - wspominał historyk. - Wzięliśmy latarki, grubą linę i oczywiście szukaliśmy tam skarbów. Nie doszliśmy za daleko, bo zobaczyliśmy wodę i musieliśmy się cofnąć. Skarbów też nie znaleźliśmy. Bunkier ten to siedmiometrowa szczelina, którą tworzą stropy i grube ściany. Po obu stronach korytarza są komory schronu. Przed laty w tym miejscu swój klub chcieli urządzić miłośnicy takich bunkrów i schronów. Jednak bez jednym z najlepiej zachowanych łódzkich schronów jest schron przeciwlotniczy znajdujący się na Brusie. Zbudowano go w 1937 roku. Niedawno został odnowiony dzięki Łódzkiemu Stowarzyszeniu Miłośników Militariów „Kompanja Brus”.Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera
łódź tu nic nie spadło